DOBROWOLNA POMOC OD LOKALNYCH MIESZKAŃCÓW

Zdjęcia, audio i teksty: Hanna Jarząbek  

Przemek, około 50 lat
(imię zmienione)

Kiedy rozpoczął się kryzys na granicy, Przemek zaczął z kilkoma znajomymi chodzić do lasu, by nieść pomoc. Na dzień dzisiejszy nie udziela się już tak aktywnie bo, jak sam to określa, w pewnym momencie musiał zadbać też o swoje zdrowie psychiczne i emocjonalne. Jednak jako mieszkaniec Podlasia, nie jest w stanie zupełnie odciąć się od tematu i z niepokojem śledzi cała sytuację oraz fakt, że nic dogłębnie się nie zmienia. Woli mówić pod zmienionym imieniem, przede wszystkim dlatego, że nie wyklucza ponownego aktywnego pomagania w lesie jeśli będzie to konieczne.  
 “Najbardziej intensywny okres dla mnie był na...
“Najbardziej intensywny okres dla mnie był na samym początku, jesienią 2021, kiedy dużo chodziłem do lasu. W styczniu czy lutym było mniej przejść, więc też nie było już takiej presji, żeby pomagać no i w marcu trochę z powrotem się zaczęło dziać ale ja przynajmniej zacząłem już mniej chodzić. Wycofałem się z tego, chociażby z powodu tego, że no… miałem można powiedzieć taki epizod depresyjny. A ponieważ moja żona też to wszystko ciężko znosiła, stwierdziliśmy że musimy się trochę sobą zająć. Też to było możliwe dzięki temu, że Grupa Granica działa dosyć dobrze (nieformalna inicjatywa organizacji i osób, które niosą pomoc uchodźcom na pograniczu białoruskim), więc stwierdziłem, że już nie wchodzę w takie systemowe działania, bo się cieszę, że ktoś inny to robi. To znaczy, jak się zdarza, że ktoś do mnie dzwoni i mówi że jest potrzeba, to pomagam, ale czym innym jest chodzenie w środku nocy, kiedy jesteś pod telefonem przez ileś godzin i nie wiesz kiedy możesz pójść spać. A były takie momenty, kiedy właśnie w nocy były prośby o pomoc i ktoś musiał tam jechać. 
Zdjęcie powyżej: Jeden z magazynów z ubraniami dla uchodźców, założony przez jedną z grup wolontariuszy. Duża część pomocy finansowej pochodzi z kampanii crowdfundingowych i różnych organizacji pozarządowych (zarówno polskich, jak i zagranicznych); Puszcza Białowieska, Podlasie/Polska, 12 listopada 2022 r


Na początku, jak zaczęły się pojawiać pierwsze prośby o pomoc, o doniesienie jedzenia, wody czy ubrań, my, jako lokalni mieszkańcy zaczęliśmy szukać miejsca gdzie byśmy mogli po prostu pozbierać te potrzebne rzeczy. Podlasie jest takie różnorodne, mamy tutaj i katolików i prawosławnych i baptystów. Więc pierwsze co, to pytaliśmy się znajomych z tych różnych wyznań czy ich parafie takie miejsce na magazyn mogłyby przeznaczyć. Baptyści wstępnie się zgodzili ale później się oficjalnie wycofali. Prawosławni i katolicy, to w ogóle nie było o czym mówić. Na dzień dobry jasny obraz, że nikt jakby oficjalnie nie podejmie się żeby tutaj jakiś magazyn czy coś takiego zorganizować. No to w garażu po prostu zaczęliśmy te rzeczy składować.

 Na początku zakładaliśmy, że jak zgłosi się na Straż...
Na początku zakładaliśmy, że jak zgłosi się na Straż Graniczną, że są jacyś uchodźcy, no to zostanie uruchomiona jakaś prawna procedura, że ci ludzie zostaną spisani, sprawdzeni i pewnie ewentualnie ich w jakimś ośrodku będą przetrzymywać. A tu się nagle okazuje, że nie, że tak to nie działa, że działa to w ten sposób, że tych ludzi prawdopodobnie nawet nikt nie spisuje czy nie sprawdza skąd oni są, tylko po prostu są wyrzucani do lasu na granicę po stronie białoruskiej. Myśleliśmy też, że jak trafi ktoś do szpitala, to już jest bezpieczny i też się okazało, że nawet po szpitalu Straż Graniczna  wyciąga ludzi i wyrzuca ich z powrotem do lasu. (Przeczytaj więcej na temat sytuacji medycznej na pograniczu)
To był taki pierwszy duży szok: no ale jak? I że rodziny też wyrzucają? Później się okazywało, że zdarzało się, że te rodziny były na dodatek rozbijane. Raz próbowaliśmy zatrzymać jeden transport, bo wiedzieliśmy, że kobieta w ciąży w nim była i że ją będą na granicę  do lasu wywalać. Myślę, że teraz po tych wszystkich miesiącach mogę to powiedzieć, że dostaliśmy informację od kogoś ze Straży Granicznej. (Przeczytaj więcej na temat pushbaków). Tam też są przyzwoici ludzie. Nie wiem ilu ich jest, ale są zastraszeni, i w tym przypadku ktoś nas poinformował i prosił żebyśmy spróbowali coś zrobić bo kobietę do lasu wyrzucą. Nie udało nam się, wyrzucili ją… no to było dosyć naiwne myślenie, że jesteśmy w stanie to zahamować. No i z tym było mi się ciężko pogodzić…. 

Albo w sytuacji kiedy pomagałeś jakimś osobom i następnego dnia słyszysz, że całą grupę złapali i wyrzucili. No co możesz zrobić? Jak się masz czuć? Nie pomagały nawet pełnomocnictwa, które czasami starano się podpisywać z uchodźcami. Strażnicy często w ogóle nie chcieli brać tego pod uwagę i zdarzało się, że wyrzucali ich na stronę białoruską a później odmawiali udzielenia jakichkolwiek informacji. Chciałbym doczekać tego momentu, w którym komendant Straży Granicznej odpowie za pewne rzeczy, które się tutaj dzieją. Jak na razie dostał awans i przeszedł na emeryturę. Ale jest wiele rzeczy, które nie zostały nawet udokumentowane. Nawet kiedy czasami szliśmy z pomocą do lasu, nie zawsze był czas na zebranie danych i przekazanie ich do Grupy Granica w celu zarejestrowania sprawy.


Zdjęcie powyżej: Akram, uchodźca z Jemenu) podpisuje pełnomocnictwo dla wolontariuszy z POPH, lokalnej grupy niosącej pomoc w Puszczy Białowieskiej; Podlasie/Polska, 23 października 2022
 Miałem kiedyś takie spotkanie  z jednym mundurowym . On...
Miałem kiedyś takie spotkanie z jednym mundurowym. On akurat był przyjezdny i powiedział mi, że gdyby on tu mieszkał, to by przechowywał ludzi u siebie, bo on wie, co się w tym lesie dzieje. Więc ten podział na “dobrych” i “złych” nie jest taki prosty, ale większość Strażników, no to widzimy jak się zachowuje. Pewnie też mają jakieś szkolenia takie propagandowe, że ci uchodźcy to terroryści i że to jest zagrożenie. No i czasami to wyglądało jakby byli na polowaniu: ci ludzie w lesie próbując się ukryć i uciec, a mundurowi ich wyszukują. I w pewnym momencie to też tobie się zaczyna udzielać, wiesz, że musisz się schować przed umundurowanym mężczyzną i kiedy wracasz z lasu, jeśli tylko usłyszysz podejrzany szelest lub zobaczysz gdzieś w oddali światła, chowasz się w rowach lub padasz na twarz, żeby nikt cię nie zobaczył. 
Moja żona nie chodziła do lasu, ona bardziej pomagała w przygotowaniu rzeczy, ale raz zdarzyło jej się, że po prostu na spacerze uchodźców spotkała. Nic przy sobie nie miała a oni na dodatek w takim bardzo widocznym miejscu byli. Więc postanowiła do mnie zadzwonić żebym coś zorganizował a im tłumaczyła, że zaraz pomoc będzie. Niestety, krótko po tym jak zadzwoniła, pojawiła się Policja. Jak wróciła do domu powiedziała mi, że nigdy nie zapomni spojrzenia tych ludzi, że na pewno pomyśleli że to ona ich wydała.  

Ja nigdy nie myślałem, że robię coś złego. No jak widzisz rodzinę, no to w ogóle jakby nie ma tematu. Małe dzieci zmarznięte, nie mają co jeść, co pić… no co,  mamy ich wyrzucić? To wcale nie znaczy, że jestem naiwny i myślę, że wśród tych ludzi, którzy przychodzą, wszyscy są wspaniali. Ja po prostu tego nie wiem, nie mam możliwości tego sprawdzenia. No i co w związku z tym mam zrobić? Odwrócić się plecami, pójść swoją drogą a oni niech tam sobie umierają? 


Zdjęcie powyżej: Jedna z wolontariuszek POPH, lokalnej grupy niosącej pomoc w Puszczy Białowieskiej; Podlasie/Polska, 23 października 2022
    Nie posunąłem się też dalej niż ta podstawowa pomoc....

Nie posunąłem się też dalej niż ta podstawowa pomoc. Raczej zakładałem, że oni też za siebie są w jakiś sposób odpowiedzialni i ja stawiałem te granice, że daję wam wodę, jedzenie, jak jestem w stanie i mogę ewentualnie na mapie pokazać jak macie iść, żeby gdzieś tam dotrzeć do punktu, gdzie ktoś was może podwieźć, ale ja nie chcę być w żaden sposób w tym łańcuchu przemytników. No bo dla mnie jest oczywiste, czy było, że przemytnik to jest ten zły, bierze pieniądze itd. No ale dobra, uchodźcy tkwią iles tam dni, tygodni, miesięcy w lesie, na granicy. No i co jest lepsze, że mają, że tak powiem, umrzeć w tym lesie czy nielegalnie się przedostać do Niemiec? Ja nie wiem. Wydaje mi się, że lepiej, żeby się przedostali. Tak? A jak ktoś na tym zarobi, no to to już jest jego sumienie. Już nie będę tego jakby oceniał, bo nie jest to moja sprawa. Kościół niech się wypowie najlepiej. Po prostu poziom hipokryzji w tej instytucji jest tak wielki, że czasami trochę się też gorzko śmieję, że zazdroszczę katolikom dobrego samopoczucia. Bo tak naprawdę policzyć osoby, które pomagały i które ja znam i wiem że są głęboko wierzące, to są pojedyncze osoby. Najczęściej to są ludzie, którzy są albo w opozycji do Kościoła, albo niepraktykujący.
 
Ja pomoc to traktowałem trochę jako obowiązek moralny, żeby móc później, że tak powiem sobie w lustro spojrzeć i jakoś tam nie mieć do siebie żalu, że człowiek nic nie zrobił. A tak to przynajmniej może ma trochę lepsze samopoczucie momentami. Chociaż z drugiej strony czuję się odarty ze wszystkich złudzeń bo widzę, że ludzie pomagają, ale jest to garstka, która tutaj próbuje coś zrobić. Jak pomyślę o sytuacji Żydów w czasie Drugiej Wojny Światowej, to z pewnością to też była jakaś garstka ludzi, którzy mieli odwagę pomagać. No a teraz cały naród jest z tego dumny. 


Zdjęcie powyżej: Przemek (imię zmienione), mieszkaniec okolicy, który pomagał uchodźcom, z przedmiotami, które ci ostatni zostawili w lesie; Podlasie/Polska, 22 października 2022
  Mnie to wszystko odarło z jakiejś takiej naiwności . Do...
Mnie to wszystko odarło z jakiejś takiej naiwności. Do Kościoła zawsze dosyć mocno krytycznie byłem nastawiony, ale to, co teraz zobaczyłem, to zupełnie jakby mnie odcięło już od tej instytucji. Ja z tą instytucją nie chce mieć nic wspólnego. Mówię o Kościele jako instytucji, nie o pojedynczych osobach. Ta instytucja totalnie się odcięła od tego co tutaj się dzieje. W lesie ludzie cierpią i potrzebują pomocy także ta idea “kochaj bliźniego swego jak siebie samego” to widać, że oficjalnie to jest tylko taki fajny jakiś napis, ale nie ma to żadnego zastosowania w rzeczywistym życiu. 

Moją żonę, która była osobą bardzo regularnie chodząca do kościoła, zupełnie odrzuciło i ona sama mówi, że ma jakiś kryzys wiary. No bo ile razy poszła, czy miała jakiś kontakt z naszym miejscowym księdzem, musiała się nasłuchać o uchodźcach jako o przestępcach, którzy nielegalnie przekraczają granicę i oczywiście nie pokrywało się to z rzeczywistością jaką widzieliśmy wokół. Więc tak, myślę, że trochę zostaliśmy odarci ze złudzeń. I to zarówno jeśli chodzi o Kościół, jak o państwo. 
Ja już nie wierzę w to, że państwo jest po to żeby nas chronić. Jak widzę kogoś w mundurze to mam mieszane uczucia, bo to co tutaj było, to było po prostu nękanie ludzi. Byliśmy zastraszeni na różne sposoby i te ciągłe checkpointy. Nie jestem prawnikiem, więc też nie wiem na ile pewne rzeczy mogłem zrobić niezgodnie z prawem. Więc to wszystko plus ta cała sytuacja w lesie, wściekłość i zarazem poczucie bezsilności, to było takie wykańczające psychicznie po prostu.

Mam świadomość, że te nasze jakies tam emocjonalne czy depresyjne problemy, w porównaniu z tym, co ci ludzie przechodzą w lesie, no to oczywiście nie ma znaczenia. Oni zostawili całe rodziny, cały swój świat i lądują w jakiejś, jak oni to mówią "Dżungla" no i jakby mówienie o sobie w tym kontekście jest po prostu niezręczne. To jest takie marudzenie człowieka, który teraz kładzie się w łóżku o normalnej godzinie i że ktoś tam mu pół roku temu trochę życie utrudnił, bo nie mógł się położyć normalnie spać, kiedy ci ludzie marzli albo umierali w lesie. Nawet jak zimą chodziliśmy do lasu i gdzieś widzieliśmy tropy ludzi, no to się chodziło, sprawdzało czy nie ma ciała (przeczytaj: Śmierć i zaginięcia na granicy). Tak więc to są takie rzeczy, że te czarne myśli tam później jakieś nachodzą człowieka. 


Zdjęcie powyżej: Pocztówki wykonane w ramach akcji pomocy uchodźcom, z napisem „Bylem przybyszem”, zaczerpnięte z Ewangelii św. Mateusza „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”.
 Oczywiscie ja nie znam rozwiązania, co z tym wszystkim...
Oczywiscie ja nie znam rozwiązania, co z tym wszystkim zrobić. Ale nie potrafię zrozumieć jak słyszę od jakichś miejscowych, że “a może trzeba strzelać do tych uchodźców”. To są niby tylko słowa, ale jak to gdzieś kiedyś przeczytałem: “zbrodnie i zło zaczyna się od mowy.” I myślę, że tak jest, że co udało się u znacznej części społeczeństwa zrobić, to odhumanizować tych ludzi, którzy przekraczają granicę. Nie postrzega się ich jako osób, tylko jedynie jako przestępców. 

Trochę mieliśmy przez krótki moment taką nadzieję, że to, co się dzieje na Ukrainie i ten cały przepływ ludzi na tamtej granicy spowoduje, że w końcu społeczeństwo zrozumie naszą sytuację, i to, że ci ludzie tutaj podobnie powinni być traktowani, ale nic takiego się nie wydarzyło. I tak się zastanawiam oczywiście, jakie są tego powody. No i pewnie jeden to to, że ci, którzy przekraczają, mają niewłaściwy kolor skóry, niewłaściwą religię, są z niewłaściwego kontynentu, bo to jest inny region kulturowy i z definicji już to są ci barbarzyńcy, którzy najeżdżają naszą wspaniałą ojczyznę. 
My wiemy, że Białorusini i Rosjanie tym ludziom pomagają się przedostać, ale czy to oznacza, że mamy tych ludzi tak po prostu zostawić w tym lesie aż co, umrą i wtedy nie będzie problemu? 

Nie wiem jak to wszystko rozwiązać, ale głód, wojna problemy klimatyczne, to wszystko istnieje i raczej się nie skończy, więc ludzie będą szli jak nie tędy,  to inną drogą. Pewnie powinniśmy to systemowo po prostu ogarnąć, żeby tych ludzi, jeśli się pojawią, jakoś zintegrować. Ja też nie mam złudzeń, wiem, że są problemy z integracją ale jaka jest inna opcja? Mamy do nich strzelać? 

Trzeba szukać jakichś rozwiązań, które pomogą ich zintegrować. To wymaga, myślę, olbrzymiego wysiłku, takiego społecznego, pójścia pewnie na jakieś kompromisy. Na pewno nie jest to łatwe, ale myślę, że możliwe i jakby poszukać, to można znaleźć przykłady. Na dodatek, ja wśród tych ludzi których spotkałem w lesie, nigdy nie widziałem agresji. Człowiek, który potrzebuje pomocy, no nie będzie agresywny. Jak chodziłem do lasu, to absolutnie nie bałem się, że ktoś mi coś może zrobić. Raczej myślałem z niepokojem o mundurowych, co powiedzieć, jak mnie gdzieś tam znajdą. A wśród uchodźców spotykałem lekarzy czy osoby, które biegle znały  parę języków. Nie przydaliby się nam tutaj tacy wykształceni ludzie? 


Zdjęcie powyżej: Typowy dom na Podlasiu nocą, Podlasie, 23.10.2022
Tomek (powyżej 40 lat)
(imię zmienione)
 

Tomek mieszka na Podlasiu od kilkunastu lat a w samej Puszczy od 7. Jest przewodnikiem po Puszczy Białowieskiej i Rezerwacie Ścisłym. Od początku kryzysu zaangażował się w pomoc uchodźcom w lesie. Nie o wszystkim chce i może opowiadać, niekoniecznie dlatego, że boi się konsekwencji dla siebie, ale przede wszystkim dlatego że chcę móc nieść pomoc uchodźcom tak długo jak długo będą tego potrzebować. (Wywiad zrealizowany 14-go grudnia 2022).
 „Śledziłem to wszystko od początku, jak się...
„Śledziłem to wszystko od początku, jak się zaczęło rok temu, no ponad rok temu. Zastanawiałem się, czy w moim regionie ta migracja się odbywa no i podejrzewałem, że coś może być, bo praktycznie codziennie pojawiały się helikoptery, czasami w nocy latali i to było takie dziwne. Ja do granicy mam jakieś 1500 metrów no i szybko dotarło do mnie, że jednak coś się dzieje. 
Jestem przewodnikiem po Puszczy Białowieskiej i bardzo dobrze te tereny znam. Mam też licencję parku narodowego, więc dzięki temu mogę oprowadzać ludzi po rezerwacie ścisłym. Ludzie, nawet ci mieszkający w naszej strefie klimatycznej, nie za bardzo wiedzą jaki ten las jest i co to oznacza. Ogromna większość lasów jakie mamy w Polsce czy ogólnie w Europie, to są lasy bardzo uporządkowane, odmłodzone. To są na ogół plantacje drewna po prostu i prawdziwych lasów, podobnych bardziej do Puszczy Białowieskiej, prawie że już nie ma. Nawet powiedzmy, obywatel Polski, który teoretycznie żyje w strefie klimatycznej, gdzie las jest taką podstawową szatą roślinną, to on tego lasu tak naprawdę nie zna, co dopiero ludzie, którzy przyjeżdżają z miejsc, gdzie lasów w ogóle nie ma i las znają z telewizji czy ze zdjęć. Dla takich ludzi ten las z jednej strony jest schronieniem, oni czasami tego nie doceniają, bo dzięki temu mogą się ukryć przed tymi służbami, ale jest to dla nich też trochę pułapka. 

Po tym lesie się bardzo trudno chodzi. Są fragmenty, gdzie idzie się wygodnie, bez problemu, ale są miejsca, gdzie po prostu jest mnóstwo zwalonych, starych, połamanych drzew. Często w parze to idzie z bagnami, łatwo stracić orientację, bo nawet jeżeli człowiek stara się mieć jakiś kierunek, to zaraz po drodze ma jedno zwalone drzewo, zaraz drugie zwalone drzewo i próbując to ominąć można stracić orientację. Ja dużo chodzę po lesie i na ogół chodzę z kompasem i GPS em, ale jeżeli tego nie używam, bo idę sobie po prostu tak rekreacyjnie, to czasami zdarzy się, że wydaje mi się, że idę w jakimś kierunku, a jak zerknę na kompas to się okazuje, że idę w przeciwną stronę, bo już po prostu tyle razy mijałem jakieś upadłe drzewo, że się pogubiłem, albo czasami w ogóle w kółko chodzę. I ja jestem przewodnikiem, a co dopiero ktoś kto nigdy w lesie nie był, nie ma kompasu, albo nie ma zasięgu albo rozwalili mu telefon. 


Zdjęcie powyżej: Jedno z bagien w Puszczy Białowieskiej. Wiele z nich jest niebezpiecznych i kilkukrotnie wolontariusze musieli pomagać uchodźcom, którzy w nich utknęli. Puszcza Białowieska, Podlasie/Polska, 1 listopada 2022 r
 Z tego co słyszałem od uchodźców to Białoruscy...
Z tego co słyszałem od uchodźców to Białoruscy pogranicznicy kradli im te telefony. Potem pojawiły się jakieś pogłoski, że zdarza się, że im je niszczą. No a potem niestety zaczęły być też głosy, że po polskiej stronie też się to dzieje, czy to kradzieże, czy to zniszczenia. Raz jeden uchodźca który wcześniej był zatrzymany przez polską policję powiedział mi, że przy zatrzymaniu zabrali mu telefon i pokazywał mi kwit, który mu wypisał polski policjant. To był jakiś tam świstek papieru, to nie był taki prawdziwy protokół zatrzymania rzeczy, taki jaki powinien wystawić funkcjonariusz. I oczywiście nigdy tego telefonu z powrotem nie dostał, więc moja interpretacja jest taka że ten policjant mu go po prostu ukradł. Ale to fakt, że to się częściej zdarza po Białoruskiej stronie. Po polskiej stronie te telefony na ogół są rozbijane przez Straż Graniczną.
Pozostawić człowieka w takim lesie bez telefonu, to praktycznie skazanie go pośrednio na śmierć. Jest to takie troszkę jakby na pustyni zabrać komuś ostatnią butelkę z wodą. Bo bez telefonu ludzie w tym lesie są w poważnych tarapatach. Nawet nie są w stanie wezwać tej pomocy humanitarnej, żeby ktoś im przyniósł właśnie wodę, jedzenie, a co dopiero mówiąc o jakimś tam wydostaniu się z lasu. No bo nie oszukujmy się, ponieważ jest taka patologiczna sytuacja tutaj, ci ludzie prawie zawsze, żeby się stąd wydostać muszą korzystać z pomocy przemytników no i jak nie mają telefonu, to nie mogą się skontaktować z takim przemytnikiem. I to nie powoduje, że ci ludzie znikają albo przestają przekraczać granicę, tylko że po prostu są bardziej poniewierani, bo zanim w końcu spotkają innego uchodźcę, który akurat ma telefon, albo zanim kogoś przypadkiem spotkają, kto im pomoże, no to w tym czasie mogą po prostu umrzeć. Zwłaszcza jeżeli jest mróz i śnieg, no to bez telefonu jest to naprawdę silne zagrożenie życia.


Zdjęcie powyżej: Telefon znaleziony w Puszczy Białowieskiej. Podlasie/Polska, 9 grudnia 2022
 Pomoc, którą ja czasami im dostarczam jest taka...
Pomoc, którą ja czasami im dostarczam jest taka bardzo podstawowa. Chodzi o takie bardzo prozaiczne potrzeby, czyli często ludzie np. od kilku dni nic nie pili, albo jakąś zatrutą wodę z bagna pili i jest potrzebne doniesienie czystej wody pitnej. Są też wygłodzeni, czasami dochodzą jakieś potrzeby ubraniowe, bo często oni są przemoczeni po forsowaniu jakiś tam rzek czy bagien, zwłaszcza jak jest niska temperatura. Ale są też takie potrzeby psychologiczne, bo często są po prostu w rozsypce, załamani, stracili w ogóle wiarę we wszystko. A jak napiją się ciepłej herbaty, poklepiesz ich po plecach i zobaczą, że nie wszyscy na nich polują, to już im się robi lepiej i myślę, że to też jest ważne.



Fot. Przedmioty pozostawione przez uchodźców w Puszczy Białowieskiej; Podlasie/Polska, 7 listopada 2022 r
Czasami jest to bardziej skomplikowane, bo się okazuje, że ktoś ma jakąś tam kontuzję. Ja na szczęście nie trafiałem dużo na ludzi z jakimiś poważnymi kontuzjami, ani nie miałem takich sytuacji jak moi znajomi, że ktoś wymiotuje krwią albo że jest kobieta w ciąży i na dodatek skarży się na bóle. Takie rzeczy na szczęście mnie ominęły i najtrudniejsze co mi się przytrafiło to właśnie to, że ktoś miał uszkodzoną nogę, nie mógł iść albo miał problem z chodzeniem, albo że ktoś był bardzo przemoknięty czy zmarznięty. No ale miałem takie sytuacje, że ludzie byli w potrzasku, bo np. nie działał im Internet i nie wiedzieli gdzie iść i czasami im wtedy pomagałem, przeprowadzałem przez las do miejsca, z którego łatwiej im się było ogarnąć żeby móc gdzieś dalej pojechać. To oczywiście może być interpretowane, że jest na pograniczu prawa, tym bardziej że ludzie nawet za zwykłą pomoc typu dostarczenie jedzenia byli ciągani po sądach i próbowano ich oskarżyć o pomoc w nielegalnym przekraczaniu granicy. Ale po pierwsze, ja za to pomaganie nigdy nie otrzymywałem żadnych korzyści finansowych, więc nie wypełniało to znamion czynu zabronionego. 
 Po drugie uważam, że  prawo nie zawsze idzie w parze z...
Po drugie uważam, że prawo nie zawsze idzie w parze z prawem etycznym, takim wynikającym z serca i ludzkiego myślenia. Mnóstwo było praw, które pozwalały na robienie rzeczy strasznych i haniebnych, a z drugiej strony było dużo sytuacji takich, kiedy za rzeczy szlachetne ludzie byli karani. Więc robiąc to co robię, no cóż, wiadomo lepiej by było nie mieć z tego powodu problemów. Natomiast nie czuję w ogóle, że robię coś złego, wręcz przeciwnie. Ci ludzie często naprawdę nie wiedzą, gdzie są i wiem, że jeśli ich zostawię, to oni po prostu tam będą się błąkać, błąkać, aż w końcu ktoś ich złapie, wyrzuci na Białoruś i tak w kółko, aż w końcu któryś z nich umrze (czytaj o przypadkach śmierci i zaginionych). Więc ja nie czuję, że pomagając im przejść jakiś kawałek to jest coś złego, wręcz przeciwnie. 



Zdjęcie: Jeden z grobów na polskim cmentarzu muzułmańskim, w którym spoczywają migranci, którzy zginęli w Puszczy Białowieskiej. W tym przypadku ciała nigdy nie udało się zidentyfikować. 27 października 2022 r
Jeżeli ktoś uważa, że jest to łamanie prawa, to ja się z tym nie zgadzam. No apartheid i niewolnictwo też były poparte prawem. I narracja ze strony polskich władz, że to jest szkodliwe, że to jest przestępstwo, albo że to jest jakieś tam wspomaganie reżimu białoruskiego, jest czymś okropnym, a to że głowa państwa nazywa nas zdrajcami i durniami, to nawet szkoda to jakoś skomentować (czytaj więcej o penalizacji pomocy humanitarnej). 

Ja widziałem przesiąknięte, zmarznięte dzieci, które po prostu płakały. Widziałem kobietę, która trzęsła się z zimna i płakała. To był początek listopada zeszłego roku. Było naprawdę zimno i była grupa, która przeszła przez rzekę. Tam były kobiety i dzieci. Po prostu babka szlochała. Widać było, że ona cierpi, że jest jej zimno. I takie rzeczy zapadają ci w pamięć. Albo sytuacje takie, że widać jak ci ludzie są zaszczuci, jak np. przychodzę do nich, a oni mnie łapią za nogi, błagają, żeby nie wzywać policji. To jest bardzo smutne, że ci ludzie są tak po prostu zastraszeni. 
 Czasami szedłem z grupami gdzie były dzieci.  I...
Czasami szedłem z grupami gdzie były dzieci.  I były takie momenty, że oni już byli wszyscy u kresu wytrzymałości, a tu trzeba było przejść przez bagna na dodatek. I oni szli i się zapadali w tych bagnach, a ja wiedziałem, że musimy iść szybko i nie mialem innego wyjscia jak ich poganiać. Albo dzieciak mi tak prawie że płacząc, prosił, żeby usiąść na chwilę. Widzę, że dzieciak ma chore nogi, nie może iść ale ja cały czas myślę, że zaraz będzie widno i nie możemy siadać, musimy iść dalej. No i okropnie się czujesz. Ja tez bylem zmeczony, ale wiedziałem, że tam za godzinę, za dwie będę w domu, wezmę sobie prysznic, zrobię sobie herbatkę, położę się w łóżeczku, a oni będą tam czekać na zimnie. I nie wiesz czy ich nie złapią i nie wyrzucą do lasu z powrotem. I to jest takie takie zajeżdżające. To jest dla mnie najgorsze. A do tego dochodzi taka niemoc, że dzieje się takie czyste zło koło Ciebie i ono jest nie tylko nie zwalczane, ale wręcz inspirowane przez ludzi, którzy teoretycznie powinni się nami opiekować, bo nami rządzą. 
Im bardzo zależy, żeby tutaj ludzie postronni się nie kręcili, bo wolą robić to co robią bez jakiejś tam kontroli społecznej, bez świadków i po cichu. Więc starają się jakoś tam ludzi zniechęcić czy zastraszyć. Ja uważam na to co i jak robię, i co komu mówię, ale czasami próbowano mnie zastraszać np. podczas rewidowania samochodu. Zdarzały mi się jakieś drobiazgowe kontrole podczas których zadawano mi jakieś dziwne pytania, robiono sugestie, że może powinienem się bać. Czasami tajniacy mi przyjeżdżali pod dom i się gapili przez bramę ale w taki sposób żebym był tego świadomy. Więc to było takie wywieranie presji, ale nic nigdy na mnie mieli takiego żeby móc mnie na przykład aresztować. No ale miałem w pewnym momencie takie paranoje, jak tych tajniaków pod bramą widziałem, że im kiedyś odpali i dla zastraszenia psa mi np. otrują. No bo człowiek w takich sytuacjach to może już w różne paranoje wpadać, a nie raz widziałem z życiu przy innych okazjach, że policja do różnych rzeczy jest zdolna. 


Zdjęcie powyżej: Mohammad, uchodźca z Jemenu, z jedzeniem dostarczonym przez wolontariuszy; Puszcza Białowieska, Podlasie/Polska, 4 listopada 2022 r
 Czasami czuję się jakby historia w pewnym sensie się...
Czasami czuję się jakby historia w pewnym sensie się powtarzała. No a już tym bardziej tutaj, w tym lesie gdzie się chowali partyzanci, którzy walczyli z okupantem czy Żydzi podczas okupacji. No a teraz uchodźcy. Ja nie mam dużego doświadczenia, nie jeździłem gdzieś tam na Bałkany, jak tam był kryzys humanitarny. Ale ogólnie ludzie, którzy mają jakieś doświadczenia w temacie migracji twierdzą, co wydaje się dość prawdopodobne, że raz otwarty szlak migracyjny już nigdy nie zamknie się. I tutaj ten szlak migracyjny juz sie otworzyl. 

Jak mieli znieść strefę, to miałem tam jakieś nadzieje z tym związane i też muszę przyznać, że część tych nadziei się sprawdziła. Ale nie wszystkie. Ja nie liczyłem, że nagle się wszystko zrobi super fajne, ale liczyłem na jakąś tam ulgę i było trochę tej ulgi jednak. Nagle się okazało, że moja rodzina, moi znajomi mogą mnie odwiedzić legalnie, co wcześniej było niemożliwe. Nagle zlikwidowano te stałe checkpointy, więc mogę sobie jechać do Białowieży i nie muszę się tłumaczyć jakiemuś idiocie po co jadę albo kiedy będę wracał. To jest duża ulga dla mnie i na takie rzeczy liczyłem. Ale też jakąś tam cichą nadzieję miałem, że to się jakoś skończy i tak nie jest. Jest już wybudowany mur, który miał zatrzymać migrację, ale nie zatrzymał. Jedynie co zrobił to to, że zatrzymał migrację zwierząt i spowodował, że ludzie, którzy przekraczają granicę ulegają większej ilości brutalnych kontuzji. Wiadomo, że jest dużo mniej przejść niż było jesienią zeszłego roku. Ale cały ten sezon letni na przykład mnóstwo ludzi przechodziło.


Na zdjęciu Tomek (imię zmienione), mieszkaniec okolicy, który pomaga uchodźcom, z plecakiem, z którego korzysta podczas wypraw do lasu. Podlasie/Polska, 14 marca 2023 r
  Teraz jest zbudowany mur i bariera elektroniczna, czy...
Teraz jest zbudowany mur i bariera elektroniczna, czy to zatrzyma migrację? Moim zdaniem nie. Może mniejszej ilości ludzi będzie się udawało ten mur przekroczyć, może będą musieli więcej prób podejmować. Ale nie sądzę aby przestali. Więc to się będzie ciągnęło, w jakiej formie to trudno powiedzieć, no bo też nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja polityczna i czy Białoruś w pewnym momencie przestanie wydawać wizy albo coś innego się wydarzy. To może się przeróżnie kształtować, ale pewnie będzie trwało i nie ciekawie to widzę.



Zdjęcie: Ogrodzenie antymigracyjne wybudowane niedawno przez polski rząd na granicy z Białorusią. Mur ma 5,5 metra wysokości i rozciąga się na 183 kilometrach granicy. To jedno z najdroższych ogrodzeń granicznych wybudowanych w ostatnim czasie. Krynki, Podlasie/Polska, 26 października 2022 r
Trochę mieliśmy też nadzieję, że po zniesieniu strefy pojawią się duże organizacje humanitarne w naszym regionie i nas trochę odciążą. Ja z jednej strony miałem nadzieję, z drugiej strony ta nadzieja była taka dosyć wątła, bo wiedziałem, że gdyby naprawdę im zależało na tym, żeby pomagać, to nawet wcześniej mogliby coś w tym temacie zrobić. Ja nie mówię, że oni w ogóle nic nie zrobili, bo przysłali jakieś tam rzeczy czy jakiś tam magazyn w Białymstoku otworzyli. Ale nam przede wszystkim była potrzebna taka realna pomoc w lesie. Najgorsza była wiosna tego roku (2022). Bo tak, na jesień było mnóstwo tutaj wolontariuszy zewsząd. Potem była zima, kiedy było ciszej i wtedy większość tych ludzi wyjechała. Potem zaczęła się wojna na Ukrainie, kiedy w ogóle mnóstwo ludzi, którzy mieli ochotę komukolwiek pomagać, w pomoc tam się zaangażowała. I był wiosną taki czas, że praktycznie zostali tu niemalże sami mieszkańcy. Jak się jakiś wolontariusz z zewnątrz pojawił to był na wagę złota powiedzmy. A przecież organizacje humanitarne mają budżety, mogliby wynajmować pracowników, którzy by po prostu chodzili do lasu i nosili tą pomoc humanitarną i nas od tego obciążyli. Nie wiem czy to, ze tego nie robią wynika to z jakiś tam powodów politycznych, że boją się narazić, czy uważają, że nie przysporzy im to jakiegoś dobrego wizerunku. Nie wiem, ale liczyliśmy na to, że trochę jednak pomogą w tym kierunku. No i to się nie stało niestety.

Chciałbym, żeby przestano ludzi dzielić na lepszych i gorszych, i żeby przestano się nimi posługiwać rozgrywkach politycznych i to zarówno jeśli chodzi o dyktatora na Białorusi, jak o Polski rząd czy Komisję Europejską. Bo przymykając na to wszystko oko, Komisja też podejmuje tę grę w ogóle nie licząc się z tym, że to są ludzie, a nie jakieś tam pionki. No i chciałbym też, żeby ktoś poniósł konsekwencje za to co się tutaj dzieje i za te wszystkie wywózki z powrotem do lasu (przeczytaj o sytuacji prawnej). I to zarówno ci pociągający za sznurki, jak i ci, którzy mówią, że sorry, mamy takie rozkazy. To samo mówili kolesie w obozach koncentracyjnych. Oni też mieli rozkazy. 
  Fot. Concertina, która na początku kryzysu...
Fot. Concertina, która na początku kryzysu służyła jako separacja między Polską a Białorusią przed wybudowaniem ogrodzenia; teraz ten sam rodzaj concertiny jest umieszczony na szczycie ogrodzenia antyimigracyjnego; Podlasie/Polska, 23 października 2022
G.
(50 lat)


PODCAST
G., miejscowa mieszkanka, która pomagała uchodźcom w lesie

G. pomagała w lesie w najbardziej napiętym okresie kryzysu. W pewnym momencie przestała bo noszenie ciężkich plecaków, gdzie często bardzo szybko trzeba pokonać parę kilometrów trudnym do przejścia lasem, było ponad jej siły. Jest jednak jedną z tych osób, które zapewniły uchodźcom dach nad głową, czasem na dwa, czasem na więcej dni. Tyle ile potrzebowali aby dojść do siebie i jakoś się zorganizować. Wszystko musiało być robione po kryjomu, bo jak mówi, „wystarczyłby jeden telefon i wiadomo gdzie ci ludzie się znajdą.” Ale jest przekonana, że nic złego nie robiła i że chodziło o prostą ludzką pomoc. 

Przez długi czas trudno jej było iść, jak mówi, „rekreacyjnie” do lasu. Wspomnienia z minionych miesięcy są jeszcze świeże, tym  bardziej że wie, że ludzie nadal w lesie są i obawia się, że to już tak zostanie.  
 “Były doniesienia o tym, że ludzie zaczynają...
“Były doniesienia o tym, że ludzie zaczynają przychodzić, ale jakoś nie widzieliśmy tego i trudno było nam to sobie wyobrazić. Nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z taką falą. Dopiero we wrześniu zdałam sobie naprawdę sprawę, że jest tak dużo tych ludzi, że musimy jakoś zareagować, ponieważ są całkowicie ignorowani przez straż i inne służby mundurowe. Ignorowani w sensie, że ich ludzkie potrzeby i prawa są lekceważone. Stopniowo organizowaliśmy się w coraz większą, nieformalną grupę ludzi, którzy starali się organizować wyjścia, dzieląc się obowiązkami. Każdy miał przypisane zadanie i przywoziliśmy tutaj wszystko, co było potrzebne do wyjścia do lasu.



Fot. G., lokalna mieszkanka, która pomagała uchodźcom w lesie. Uchodźcy często potrzebują odpowiedniego, suchego obuwia, ponieważ wielu z nich nie jest przygotowanych do przejścia przez ten las. Podlasie/Polska, 17 grudnia 2022 
To było kilka takich grup na terenie Puszczy. Trzeba to bylo jakos zorganizowac, my wszyscy mieliśmy prace, jakies inne obowiązki no i jeszcze to, więc to nie było tak, że każdy zawsze był gotowy. W zależności od tego ile było potrzebujących osób musieliśmy się jeszcze dodatkowo zebrać.

Mieliśmy taką bazę, magazyn, w którym przechowywaliśmy potrzebne rzeczy, takie jak ubrania, buty, podstawowe jedzenie nadające się do spożycia w lesie, środki higieniczne i opatrunkowe. Tam mieliśmy plecaki, śpiwory. Po prostu braliśmy to, co było potrzebne z magazynu. Czasami ktoś miał zapasy w domu i wtedy dwie osoby jechały do lasu, żeby opatrzyć rany, zmienić skarpety, podać coś ciepłego do jedzenia. To było bardzo, no, jakby tajne, może nie aż tak bardzo teraz, bo naprawdę wiele osób rozumie ten problem. Znam osobiście takie osoby, które były sceptycznie nastawione, ale gdy spotkały się z potrzebującymi na progu swojego domu, przy płocie lub gdzieś w lesie, zobaczyły skalę tragedii. Nagle okazało się, że pomagają, przynoszą zupy, przechowują tych ludzi.

Początkowo to nas kompletnie przeraziło, ponieważ przez kilka miesięcy głęboko wierzyliśmy, że ponieważ to jest stan wyjątkowy, nikt z zewnątrz nie może przyjechać, żadne instytucje ani organizacje humanitarne, które powinny pomagać w takich sytuacjach. Mieliśmy przekonanie, że życie i zdrowie tych ludzi jest całkowicie w naszych rękach, że wszystko zależy tylko od nas. To było naprawdę przytłaczające, poczucie odpowiedzialności i bezsilności, straszne. Naprawdę paraliżowało człowieka. Właściwie wtedy było trudno poświęcać się czemukolwiek innemu.
 Było tam sporo młodych mężczyzn, ale przynajmniej z...
Było tam sporo młodych mężczyzn, ale przynajmniej z mojego doświadczenia nie mogę powiedzieć, że byli oni większością. Nie byłam głównym działaczem w lesie, ale również tam chodziłam) i zauważyłam, że były tam także liczne rodziny. Rzeczywiście istniała jedna grupa, w której były dwie rodziny, a do nich dołączyła pojedyncza osoba. W tej grupie była czwórka małych dzieci.
Raz uczestniczyłam w akcji, gdzie musieliśmy zabrać nosze, i wynosiliśmy chłopaka z bagna. Często ci ludzie w lesie wydawali się być kompletnie wyczerpani, mieli różne urazy, może złamania, które uniemożliwiały im poruszanie się. Okazywało się jednak, że po dwóch, trzech dniach w ciepłym miejscu, czy to w szpitalu, czy u kogoś w domu, po odpowiednim odżywieniu, nagle stawali się zdrowi i gotowi do kontynuowania podróży lub funkcjonowania w jakimkolwiek miejscu.


Zdjęcie: Dwie wolontariuszki pomagające Y.K. (25 lat, uchodźca z Syrii, inżynier) znaleziony w lesie w stanie wychłodzenia drugiego stopnia. Puszcza Białowieska, Podlasie/Polska, 12 grudnia 2022 r
 Zdarzało się, że straż graniczna pojawiała się zaraz po...
Zdarzało się, że straż graniczna pojawiała się zaraz po interwencji w miejscu, gdzie ktoś tam był. Czasami w różny sposób ich zatrzymywali i po prostu przewożono takie osoby. Czasami przywozili ich tutaj na posterunek, a potem byli przekazywani wojskowym lub osadzani w samochodach więziennych, nie dosłownie więziennych, ale takich z plandeką, i wywożeni za granicę. Po prostu byli przepychani z powrotem na Białoruś przez te druty. Wiemy z różnych relacji, że na Białorusi były psy i ludzie byli pogryzieni, bici i przepychani przez te druty z żyletkami. Wszystko to działo się w atmosferze niechęci. Rzadko zdarzały się jakiekolwiek bardziej ludzkie reakcje, chociaż pewnie się zdarzały. Jest to przerażające. Naprawdę, że ludzie, którzy byli wychowani na historiach z drugiej wojny światowej na procesie norymberskim, którzy wiedzą, że rozkaz nie zwalnia z odpowiedzialności, jeśli zagrożone jest czyjeś życie, mimo to nie dostrzegają podobieństw i bagatelizują to, śmieją się z tych ludzi, którzy tam cierpią. Jak ostatnio historia z tym chłopakiem, który wisiał na płocie, była traktowana jako śmieszna i nic złego się nie stało. To dla mnie jest absolutnie przerażające.
Na początku nie było jasne, o co chodzi, gdyż ludzie mówili, że coś się dzieje i że psy strasznie szczekają, zwłaszcza na wschodzie tej wioski, tuż przy lesie. Okazało się, że wieczorami wojskowe pojazdy terenowe, takie gaźiki, jeździły tam z ogromnymi okrągłymi głośnikami, zarówno z przodu, jak i z tyłu, a może nawet z czterech stron, nie pamiętam dokładnie. Te głośniki nadawały przerażające i agresywne szczekanie psów. Ponoć Arabowie nie przepadają za psami i boją się ich, nie wiem. Te pojazdy krążyły wokół. Teraz nadal widujemy te samochody, ale głośniki są tymczasowo przykryte. Jednak w razie potrzeby mogą je ponownie odkryć. To było naprawdę niesamowite i upokarzające dla tych ludzi. Ludzie z Polski wyjeżdżali na Zachód, uciekając w czasie stanu wojennego, zarówno tuż przed nim, jak i tuż po nim, i nigdzie nie byli traktowani w taki sposób.


Zdjęcie powyżej: lokalna wolontariuszka pokazuje na swoim telefonie wideo, na którym uchodźca wisi do góry nogami na płocie, z jedną nogą uwięzioną w concertinie powyżej. Podlasie/Polska, 26 października 2022
 Jednak najbardziej mnie rozwścieczyło, kiedy zobaczyłam...
Jednak najbardziej mnie rozwścieczyło, kiedy zobaczyłam w telewizji, jak wojna się rozpoczęła na Ukrainie i ci "cudowni" strażnicy graniczni przekroczyli granicę, pomagając tym babciom taszczyć walizki i nosić dzieci na rączkach, żeby matki nie musiały ich dźwigać. To mnie wtedy naprawdę wkurzyło... bo tutaj nic takiego nie miało miejsca I chyba każdy miał takie odczucia. Niech ich szlag trafi.

Oczywiście wszyscy jesteśmy solidarni z Ukraińcami i chcielibyśmy przyjmować uchodźców z Ukrainy. Niestety, okazało się, że jest to niemożliwe, ponieważ znajdujemy się w strefie zagrożenia i nikt nie może tu przyjechać. Jednak inną sprawą jest to, że do dzisiaj nikt chyba nie może się pogodzić z tym, że ludzie są podzieleni na lepszych i gorszych tylko ze względu na swoją ciemniejszą karnację, na przykład.



Zdjęcie: Rysunek wykonany przez jednego z uchodźców zatrzymanych w Puszczy Białowieskiej i umieszczonych w jednym ze Strzeżonych Ośrodków dla Cudzoziemców. Podlasie/Polska, 23 października 2022
Nie mogę zrozumieć dlaczego nie możemy przyjąć tych ludzi tutaj. Rozumiem, że może być obawa lub niechęć, ale istnieje prawo, które zobowiązuje nas do tego, że jeśli wyrażają oni taką potrzebę i chęć, to powinniśmy ich po prostu przyjąć. Oczywiście można ich potem zweryfikować, a nawet powinno się to zrobić. Jeśli chodzi o jakichkolwiek terrorystów lub inne niebezpieczne osoby, można ich odesłać z powrotem, ale resztę powinniśmy po prostu przyjąć. Nie uciekniemy przed tym, ponieważ klimat się zmienia i za chwilę może nastąpić susza i pustynia. Oni i tak tutaj przyjdą. Przesuwanie tego problemu w czasie nie rozwiązuje go. Co więcej, to tylko zwiększa niechęć wzajemną. I ja mam o tym mówić ludziom wierzącym?, że miłość bliźniego jest podstawową wartością? Wydaje mi się, że wiele osób myśli, że pójście do kościoła w niedzielę zwalnia ich z codziennych myśli o tym, że trzeba podejmować odpowiednie działania. To się właśnie sprawdza na co dzień, nie polega na pustych gestach. Myślę, że powinniśmy sami starać się zachowywać jak ludzie i przestrzegać podstawowych zasad społecznych, takich jak to, że każdy ma prawo do różnych rzeczy i do życia, oraz że powinniśmy pomagać innym, gdy tego potrzebują. Naprawdę uważam, że powinniśmy również myśleć o naszym własnym samopoczuciu. Nie wyobrażam sobie zachowywać się inaczej. I tyle."
A. jest antropolożką i mieszka poza Podlasiem. Nigdy wcześniej nie interesowała się specjalnie kwestią migracji. Kiedy kryzys rozpoczął się na Podlasiu, jej córka (wtedy 19-letnia) jako pierwsza zaangażowała się, zaczynając od przygotowywania jedzenia, a potem udając się do lasu z pomocą. A. słuchała historii opowiadanych przez córkę i w końcu zdecydowała również zapisać się jako wolontariuszka.

Na początku jeździła na tydzień w miesiącu, ale teraz zdecydowała się zostać na sześć miesięcy. Kiedy po raz pierwszy udała się do lasu, aby pomóc grupie migrantów, spotkała chłopca w podobnym wieku do swojego syna i to ją zmotywowało do dalszej pomocy. 


Podlasie usiane jest małymi wioskami, do których często nie można dojechać komunikacją miejską. W tak zwartych społecznościach każda niezwykła aktywność może zwrócić uwagę. Chociaż ci, którzy pomagają uchodźcom, często wolą pozostać anonimowi, ich wysiłki nie pozostają niezauważone przez sąsiadów. Niektórzy mogą przymknąć oko, ale zawsze istnieje poczucie niepokoju związane z reakcją innych.


P. (matka 10-letniego chłopca) gościła w swoim domu dwie rodziny uchodźców. Ciekawskie pytania ekspedientki dotyczące zwyczajów zakupowych P., na przykład dlaczego kupuje więcej chleba niż zwykle i dlaczego zaczęła kupować konserwy rybne, uświadomiły jej, że jej goście mogą być zagrożeni. P. obawiała się, że ktoś może zawiadomić Straż Graniczną o obecności uchodźców w jej domu. W rezultacie zdecydowała, że przebywanie z nią nie jest już dla nich bezpieczne.
    Niestety, niektórzy mieszkańcy okolicy...

Niestety, niektórzy mieszkańcy okolicy aktywnie poszukują uchodźców, aby zgłosić ich obecność władzom. W „nieoficjalnej” rozmowie jeden mężczyzna z dumą chwalił się przede mną swoimi nocnymi patrolami w lesie, twierdząc, że on nie śpi, aby jego sąsiedzi mogli spokojnie spać. Jego czujne zachowanie odzwierciedla trudną rzeczywistość, z jaką borykają się uchodźcy w regionie, gdzie wrogość i podejrzliwość wobec obcych mogą sięgać głęboko.

W apogeum kryzysu wiele odważnych kobiet na Podlasiu ukrywało uchodźców w swoich chlewach, często bez wiedzy mężów. Jedna z nich, K., opowiadała, jak zabezpieczała chlew łańcuchem, a gdy mąż pytał o klucz, twierdziła, że się zgubił. To dawało jej czas na przeniesienie uchodźców w bezpieczniejsze miejsce. W innych przypadkach rodziny gościły uchodźców w swoich domach i nadal to robią, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale teraz wolą zachować swoje działania w tajemnicy. Jak wyjaśnili niektórzy, chcą aby ich domy pozostały bezpieczne na wypadek potrzeby ponownego przyjęcia uchodźców w przyszłości.
G. K.  
(około 50 lat)
 
Lokalna mieszkanka, która gościła uchodźców w swoim domu


PODCAST (polski)

Transkrypcja poniżej
Mieszkam od dwudziestu lat na południowo zachodnim skraju Puszczy Białowieskiej i jest to mój... taki mój raj na ziemi, idealne miejsce, gdzie po prostu czułam, że to jest miejsce moje, że ja do niego należę, ono należy do mnie i do momentu kryzysu wydawało mi się, że żyję w raju i jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Sam las i sama Puszcza Białowieska jest taką moją świątynią. Fotografuję jej piękno od kilkunastu lat i promuję niezwykłość tego miejsca. 

Aż przyszedł rok 2021. Tutaj, w Puszczy Białowieskiej, wszystko zaczęło się blisko Białowieży. Pierwsza sytuacja z osobami uchodźczymi miała miejsce w rezerwacie ścisłym. I przyszło do nas. W którymś momencie zaczęło się u nas to wszystko dziać. Weszła strefa, pojawiły się duże ilości wojska. 

Mieszkam 800 metrów od granicy w związku z tym najprawdopodobniej ludzie, którzy przechodzili jak najszybciej starali się od tej granicy odejść i nie zatrzymywali się koło nas. Oni po prostu przechodzili. 

Natomiast pojawił się też ten lęk, że pójdę do mojego ukochanego lasu i znajdę kogoś martwego. I właściwie przestałam chodzić do lasu sama. Bałam się tego, co w tym lesie może być. Słychać było czasami odgłosy strzelaniny, krzyki ludzi. Nie wiem, kto krzyczał, czy osoby uchodźcze których wyłapywali, czy wojsko siebie nawoływało. Niemniej jednak krzyki z lasu dochodziły. Miałam poczucie, że jestem w stanie wojny. Znalazłam się w jakimś takim kotle i czułam się tak bezbronna i tak bezsilna….  
 Zdarzało się, że ktoś z lasu przychodził, pukał do...
Zdarzało się, że ktoś z lasu przychodził, pukał do mojego okna i prosił o pomoc. I teraz co możesz zrobić? Albo udać, że nie widzisz tej osoby, albo zadzwonić do Straży Granicznej, albo wpuścić do domu. Dla mnie oczywistym było, że jak widzisz osobę, która jest wycieńczona, jest zima, jest przemoczona albo buty ma takie, że podeszwy odchodzą no to co możesz zrobić? Jak masz odrobinę empatii, to nie wyrzucisz tej osoby przecież na pushback albo na śmierć, no bo takie myśli wtedy przychodziły. Jakby w ogóle nie było tutaj dylematu moralnego jak się zachować. Oddać ich Straży Granicznej wiązało się z pushbackiem tylko i wyłącznie, więc tak naprawdę my nie mieliśmy innego wyjścia niż w ten sposób zadziałać.


Na zdjęciu: K., mieszkanka okolicy, która pomaga uchodźcom w lesie, pokazuje apteczkę, którą nosi przy sobie podczas interwencji; Podlasie/Polska, 19 października 2022
 To nie było tak, że tabuny ludzi do mnie przychodziły,...
To nie było tak, że tabuny ludzi do mnie przychodziły, ale pojedyncze osoby trafiały się i kilkakrotnie to się zdarzyło. Raz miałem dziewczynę z przemrożonymi stopami, pierwszy stopień odmrożenia dziewczyna miała, chociaż ja się nie zorientowałam. Ona mówiła, że stopy ją bolą, ale ja się nie zorientowałam wtedy. Dziewczyna w takich butach… mi do tej pory mi po tym wszystkim zostało tak, że w pierwszej kolejności patrzę na buty tych osób. Zwłaszcza, że w styczniu w butach, które są szmaciane i podeszwa odchodzi, klapie po prostu także nie da się w takich butach po puszczy chodzić w takich warunkach. Więc pierwsze co patrzę, to na buty i widok oczywiście mrozi mnie.



Na zdjęciu: But pozostawiony przez uchodźców w lesie, Puszcza Białowieska; Podlasie/Polska, 16 marca 2023 r
Była też taka sytuacja, która mnie bardzo mocno poruszyła. Mój mąż musiał iść na operację i zostałyśmy z córką same w domu. Moje dziecko któregoś wieczoru, około godziny dwudziestej mówi do mnie: “Mama, ktoś puka do okna.” Podchodzę do tego okna i widzę młodą, ciemnoskórą kobietę. Wpuściłam ją do domu. Rozmawiamy i podczas tej rozmowy okazuje się, że ona nie ma przy sobie telefonu, nie ma przy sobie nic poza tobołkiem z dwoma przemoczonymi Bibliami i garścią śmieci. Nie ma przy sobie nic. Nie ma żadnego plecaka, nie ma telefonu, nie ma mapy, nie ma z nikim kontaktu. I pytam się jak to się stało. Mówiła, że przechodziła z pięcioma mężczyznami, wtedy płotu nie było jeszcze, i że podczas przechodzenia potknęła się i noga ją bolała. Nie była w stanie nadążyć za nimi i ją po prostu zostawili. 

I ona ponieważ była bardzo religijna, więc zaczęła się modlić i prosić Boga, w którego wierzyła. Ja jestem ateistką, więc jak dla mnie to w ogóle abstrakcyjna sytuacja. Ale mówiła, że modliła się do Boga, żeby zaprowadził ją do kogoś, kto jej pomoże. I tak szła. Mój dom to był jedyny dom w okolicy, gdzie było jakiekolwiek światło, więc nie miała dużego wyboru. Ale opowiadała, że jak zobaczyła światło w oknie to, ponieważ cały czas się modliła, to usłyszała głos od Boga, że może wejść do tego domu. Ja do tej pory mam ciarki. Bardziej pod wrażeniem wiary jej byłam i tego zaufania w byt, w który ja osobiście nie wierzę. 

Nie pamiętam skąd ona pochodziła, ale nie pamiętam czy to w Niemczech, czy w Belgii, jest mężczyzna z jej kraju, który chce się z nią ożenić, a ona uważa, że kobieta jest stworzona do małżeństwa i rolą kobiety jest bycie żoną i matką. I taki mężczyzna gdzieś tam w Niemczech się znalazł. I ona jedzie, żeby wyjść za mąż. Była pielęgniarką z wykształcenia. Mówiła, że to bardzo dobry mężczyzna, ponieważ ona chce się dalej uczyć i on nie ma nic przeciwko temu. Ona taka widać było, że ambitna dziewczyna. 
 W tej opowieści zaskoczyło mnie to, bo zanim ona do mnie...
W tej opowieści zaskoczyło mnie to, bo zanim ona do mnie przyszła, może 15 - 20 minut przed tym jak ona do mnie zapukała, to przejechały dwa patrole Straży Granicznej u mnie pod domem. Ja się pytam, czy widziała patrol, czy szła lasem a ona mówi, że nie. Ona cały czas szła drogą. Pytam: “A widziałaś jakieś samochody?” a ona mowi ze nie, nic nie jechało. Ja nie wiem do dnia dzisiejszego jak to możliwe. No bo szła bardzo wolno. Wiem którą drogą do mnie przyszła. Nie ma takiej fizycznej możliwości, żeby ona była niezauważona. Nie wiem jak to się stało, w każdym bądź razie, ona mówiła, że całą drogę szła i się modliła i czuła, że Bóg jej pomoże. Zawierzyła mu całe swoje życie. I bardzo na mnie to silne wrażenie zrobiło.



Zdjęcie: Jedna z podlaskich wsi, 3 listopada 2022 r
Raz w kwietniu, okazało się, że blisko mnie, 6 kilometrów od mojego domu są dwie rodziny. Czwórka dzieci… taki mały berbeć dwuletni i dziewczynka niewiele starsza od niego. Bardzo szybko ich znalazłam. Dobrze znałam teren, to bez problemu do nich dotarłam. Zobaczyłam młodego mężczyznę, przerażonego, który klęczy i prosi, żeby nie wzywać żadnych służb, a za nim wychylają się te dzieciaczki i to samo przerażenie na ich twarzach, jak w lustrze w ogóle. W tej grupie były trzy dorosłe osoby i jeszcze dwójka nastolatków; nie wiem dziewczyna miała jakieś 13 lat, a chłopiec 14 albo 15. I jakby w tych oczach tych dzieci był ten sam lęk i to był dla mnie trudny moment. Ten lęk, że mogę ich wydać i to przerażenie w ich oczach to chyba najbardziej na mnie wpłynęło.  

Oni mówili, że byli 31 razy pushbakowani. Chyba byli na granicy od października, w tym przeszli przez obóz w Bruzgach (po Białoruskiej stronie). Żona mężczyzny z tej rodziny co miała trójkę dzieci, na mnie duże wrażenie zrobiła. Ona tak cały czas siedziała z boku i nie okazywała żadnych uczuć, ani się nie cieszyła, że jesteśmy, siedziała tak obojętna, że ja takiej obojętności nie widziałam po prostu jeszcze w nikim. Kobieta pozbawiona nadziei, że i tak ich złapią i wyrzucą.

Po tych wszystkich sytuacjach, po prostu przeraża mnie myśl, że znowu ktoś mógłby do mnie przyjść i że będę przez to wszystko po raz kolejny przechodzić. I właściwie jak ostatnia osoba pojawiła się u mnie w domu, to już wtedy myślałam, że oszaleję i że nie jestem w stanie więcej tego znieść. Dużo łatwiej emocjonalnie i psychicznie jest pójść do lasu i zanieść pomoc, niż mieć taką osobę u siebie w domu. I nie wyobrażam sobie, co by było, gdybym znowu była w takiej sytuacji postawiona. I jak to by się skończyło emocjonalnie i psychicznie dla mnie, bo chyba za dużo tego wszystkiego po prostu było, albo za bardzo intensywne to wszystko było. Pewnie to jest kwestia mojej nadwrażliwości, ale chyba więcej bym już nie udźwignęła. 

Natomiast teraz z kolei czuję swoją sprawczość idąc do lasu i nie chciałabym, żeby ktokolwiek do mnie do domu przychodził. Myślę, że to okrutne co mówię ale po prostu nie wyobrażam sobie…. Ten rok ostatni to jest jak jeden wielki koszmar i nie mogę się pogodzić z tym, że mój raj na ziemi ktoś zamienił w takie piekło. 

Małżeństwo, oboje w wieku 54 lat
Zbyszek i Madzia
(imiona zmienione)

Z. - Na początku strefy, wjazd był możliwy jedynie z ważnym powodem. Dzięki temu, że mieliśmy nieruchomość w jednej z wiosek na terenie strefy, mieliśmy prawo na wjazd i to okazało się bardzo przydatne. W tym okresie w lesie było bardzo dużo ludzi, którzy potrzebowali pomocy i oboje się zaangażowaliśmy, ale trzeba zaznaczyć, że znakomita większość osób, które tu pomagają to są kobiety.
 
M. - Na początku mieliśmy pracować jako wolontariusze w szpitalu, ale szybko okazało się, że nasza pomoc będzie bardziej potrzebna w lesie. Musieliśmy zdobyć dużo nowej wiedzy, szkoląc się w zakresie prawnym i pełnomocnictw, ponieważ coraz częściej pojawiały się sytuacje, w których trzeba było pomóc ludziom i upewnić się o wszystkim od strony prawnej. Musieliśmy nauczyć się,  kiedy możemy wykłócać się z policją, a kiedy grzecznie pokazać im dowód, bo są do tego upoważnieni. No i musieliśmy też poznać teren, aby być skutecznymi.  

Były momenty, w których mąż wpadał do domu, wylewał błoto z butów, wkładał suche skarpety i gnał z powrotem do lasu, bo już były następne wezwania z prośbą o pomoc. Nie byliśmy jedynymi, którzy tak działali. To było bardzo takie pospolite ruszenie wśród osób lokalnych, często związanych z instytucjami naukowymi, które są tutaj na miejscu. Nikt z nas wtedy nie przypuszczał, że to będzie tak długo trwało. Wiele osób, jak się dowiadywali o całej sytuacji, pytali czego trzeba i w pewnym momencie pod domem mieliśmy magazyn butów, śpiworów, słoików z jedzeniem, i tak właśnie się wszystko powoli organizowało.

Z. - Od samego poczatku wiedzielismy, że nie można ufać Straży Granicznej, ponieważ robią push-baki. Pamiętam taką grupę somalijczyków: dziewięciu nastolatków i jedną, chyba pełnoletnią osobę. Podczas ich zatrzymania jeden z funkcjonariuszy, który nie wiedział że jest nagrywany, powiedział, że ich zawiezie na placówke, chyba że zmieni zdanie. Nigdy nie przyszło nam do głowy, że możemy im zaufać i ujawnić uchodźców w lesie. Pod tym względem nie było u nas rozczarowania, co mogło bardziej dotknąć osób, które znają ludzi w Straży Granicznej od dawna.  
     Zdjęcie powyżej: Strażnik Graniczny obserwuje...

Zdjęcie powyżej: Strażnik Graniczny obserwuje uchodźców hospitalizowanych po tym, jak zostali ranni podczas próby przejścia przez ogrodzenie; Podlasie/Polska, 08.12.2022



M. - Dla mnie to, że nie można ufać służbom mundurowym, było ogromnym zaskoczeniem. Przez poprzednich dwadzieścia lat mieszkałam w kraju, gdzie współpracowałam z nimi i bardzo ich szanowałam. Byli moimi kolegami w pracy i w różnych ciężkich sytuacjach bardzo mnie wspierali. Do tej pory nie miałam powodu, aby myśleć, że mają podwójną agendą lub złe intencje. Jednakże po tym co tu widziałam, Straż Graniczna i wojsko wzbudzają we mnie wielką pogardę i nie chcę mieć z nimi żadnego kontaktu. 

Z. - To fakt, że osobiście dotąd nie doświadczyliśmy agresji ze strony służb ani nie mieliśmy większych problemów z nimi, ale myślę, że to dlatego, że nie pasujemy do stereotypowego obrazu aktywistów, zwłaszcza ze względu na nasz wiek. Widząc kogoś z siwymi włosami chodzącego po lesie, pewnie myślą, że to jakiś etymolog czy profesor, i nie zaczepiają nas. 

M. - Na szczęście ominęły nas też dylematy moralne por względem prywatnym. Dla lokalnych mieszkańców, którzy są silnie zakorzenieni i mają znajomych, sąsiadów czy rodzinę w Straży Granicznej, sytuacja była trudna. Nasza sytuacja była łatwiejsza, ponieważ byliśmy obcy, a kontakty, które rozwinęliśmy, pokrywają się z naszymi wartościami i działaniami. Ale nie wszyscy początkowo podzielali nasze opinie. Mamy jednych bardzo serdecznych znajomych, którzy wiedzą, że angażujemy się w pomoc uchodźcom. Kobieta wie więcej, a mężczyzna mniej. Na początku on był bardzo przeciwny uchodźcom, ale po ponad roku naszej znajomości, widzimy, że zmienia swoje przekonania. Dalecy jesteśmy od tego, żeby twierdzić, że wszyscy mają tutaj zostać. Nie jest jednak naszą rolą o tym decydować. Ale jak z nim rozmawiamy to pytamy czy uważa, że uchodźcy powinni być pozostawieni w lesie, lub wyrzucani za plot na białoruską stronę?  Nikt nie ma umierać ze strachu, głodu, lub zimna w lesie, więc pomagamy. Jeśli tak z nim rozmawiamy, to widzimy, że on mięknie. Daleko do tego, żeby sam pomógł, ale mam wrażenie, że już teraz by nie zadzwonił po Straż Graniczną, gdyby ktoś mu stanął na progu. 
  Zdjęcie powyżej: Mur antymigracyjny na granicy...
Zdjęcie powyżej: Mur antymigracyjny na granicy polsko-białoruskiej. Klakowo, 11 marca 2023 r


Z. - Odkąd powstał mur, sytuacja trochę się zmieniła ale to absolutnie nie zatrzymuje migracji. Mury nigdy niczego nie zatrzymują. Jednakże mniej osób starszych i dzieci podejmuje teraz próbę przekroczenia granicy, z małymi wyjątkami. Ludzie, którzy próbują przekroczyć granicę, muszą być sprawni. Natomiast nie wiem czy to zmniejszenie liczby starszych i dzieci jest skutkiem muru, czy też przyczyną jest to, że trasa jest znana już od półtora roku. 

Na początku, spotykaliśmy ludzi, którzy mieli wykupione ubezpieczenie podróżne na całą rodzinę. Raz jedna rodzina, z dziećmi w różnym wieku, pokazała mi taki dokument. Mieli wykupiony pakiet na wycieczkę z ubezpieczeniem, dwa-trzy dni zwiedzania, czego nikt nie robił, a później taksówka ich podwoziła pod linię graniczną i mówiono im, że mają przed sobą najtrudniejszy etap, czyli 15-kilometrowy spacer przez las. To trochę przypominało emigrację Polaków w dawnych czasach, którzy jechali do Rzymu odwiedzić papieża i zwiedzić Ziemię Świętą. Tak naprawdę mieli zamiar wysiąść w Niemczech i nigdy nie wrócić. 

M. - Jestem przekonana, że pierwsi migranci, którzy pojawili się tutaj, nie byli w ogóle przygotowani i nie mieli pojęcia jak naprawdę wygląda sytuacja. Teraz wydaje mi się, że informacje o tym, jak tu jest trudno, że ludzie umierają, i że to nie jest zwykły spacer parę kilometrów przez las i już są Niemczech, docierają do potencjalnych migrantów. Ale to nie znaczy, że wszyscy się zniechęcają. Teraz w szpitalu mamy jedną dziewczynę, która po sześciu push-backach, za siódmym razem z tego muru w końcu jak skakała, to się połamała i to bardzo mocno. No ale poprzednie siedem razy próbowała. 

Obecnie skupiamy się głównie na pomocy w szpitalu, ponieważ w lesie jest mniej zgłoszeń i jest więcej wolontariuszy z zewnątrz. Natomiast ze względu na mur, do szpitala trafia dużo więcej osób z urazami, czego wcześniej nie było. Praca jest bardzo intensywna, musimy spisać dokładną historię tych ludzi, wziąć od nich pełnomocnictwo, wysłać pisma i walczyć, aby ich nie wysyłano do Ośrodka Strzeżonego. Jeśli się nie uda, to staramy się wyciągnąć ich stamtąd jak najszybciej. 
       Zdjęcie powyżej: A. (25 l., Jemen, chce pozostać...

Zdjęcie powyżej: A. (25 l., Jemen, chce pozostać anonimowa) hospitalizowana po złamaniu nogi podczas przekraczania muru na granicy; Podlasie/Polska, 08.12.2022 - przeczytaj jej historię


Z. - Nie ma żadnej logiki w tym co się tutaj dzieje. Uchodźca trafiający do szpitala pilnowany jest przez Straż Graniczną. Po wypisie trafia do Ośrodka Strzeżonego, a po pół roku zostaje wypuszczony na ulicę bez środków do życia, i nikt go już wtedy nie pilnuje. Dlaczego? Dlatego, że Urząd Do Spraw Cudzoziemców nie zdążył w ciągu pół roku załatwić formalności. Wygląda to tak, jakby uchodźcy odsiadywali wyrok za przekroczenie granicy. Po czym dostają kartkę z adresem, ale nikt nie pyta, czy mają za co dojechać, czy się potrafią dogadać. 

Mieliśmy jedną rodzinę Kurdów: dwoje dorosłych i pięcioro dzieci. Wszyscy analfabeci. Dostali wydrukowany bilet na autobus i informację, że mają się stawić w Dębaku (Ośrodek Decyzyjny - przyp-red.). W Ośrodku Strzeżonym byli pilnowani przez straż z długą bronią, ale po pół roku zostali wystawieni na ulicę i pozostawieni sami sobie. To jest bezsens i nikt się tym nie interesuje. 

To wygląda tak, jakby większość środków była przeznaczona na gry wojenne po puszczy, a nikogo nie obchodzi jak to proceduralnie dalej wygląda. Uchodźca, który jest w Ośrodku Strzeżonym, nagle jest poinformowany, że w ciągu godziny ma spakować swoje rzeczy i nie wie ani dlaczego, ani dokąd pojedzie. Od początku kryzysu brakuje informacji. Brak środków na tłumaczenie dokumentów na różne języki, brak dostępu do tłumaczy oraz brak szkolenia funkcjonariuszy w językach obcych, nawet w podstawowym angielskim czy francuskim. Nawet uchodźcy, o których wiadomo, że są analfabetami, dostają dokumenty do podpisu w języku polskim.

M. - W Ośrodkach dla Cudzoziemców istotnym problemem jest też  brak właściwego wyżywienia. My widzimy co się z ludźmi dzieje przez ten okres jak są zamknięci, bo ich odwiedzamy, i każdy z nich wychodził o 10-15 kilogramów chudszy. Oni nie mogą sami robić zakupów. Jeśli mają własne pieniądze, muszą zrobić listę, maksymalnie osiem produktów na tydzień, i strażnik robił zakupy w jakimś sklepiku, w którym nikt nie wiedział co jest ani jakie są ceny. No więc ci ludzie po prostu byli przeraźliwie głodni. Raz udało mi się uprosić dla jednej rodziny z dzieckiem, żeby móc przekazać mleko w proszku. Dostaliśmy ta zgodę. Strażnik, który zarządzał tą placówką, wyraźnie wszystkim swoim strażnikom powiedział, że on na to wydał zgodę i żeby się nie czepiali. Teraz od bardzo niedawna przekazywanie jedzenia jest dozwolone, ale w ograniczonym zakresie. 
     Zdjęcie powyżej: Karetka przywozi do lasu uchodźcę z...

Zdjęcie powyżej: Karetka przywozi do lasu uchodźcę z Syrii, któremu w lesie pomagali wolontariusze, 17 marca 2023 r.



Z. - Tu powinny powstać duże centra, które powinny przyjmować dokumenty od tych ludzi, bo to jest największy problem. Tak żeby byli w bezpiecznym miejscu, gdzie dostaną podstawową opiekę medyczną, gdzie będą mogli się wyspać, wykąpać, zjeść a w międzyczasie ich dokumenty byłyby sprawdzone, wnioski przyjęte i rozpatrzone w przyzwoitym terminie. I jeśli mają zostać, to wtedy można mówić o adaptacji o zapoznaniu się z kulturą, ale to wszystko musi być jakoś po ludzku załatwione. Bo jak zamykasz kogoś na parę miesięcy, w warunkach ciężkich i często upokarzających, to jak on ma nie stracić motywacji? 

A wielu z nich ma rewelacyjne zdolności i przyjeżdżają pełni planów i chęci. Jeden pamiętam był kucharzem i chciał swoją kuchnię tutaj rozpowszechnić, inny znowu był adiunktem i miał taki poziom angielskiego, że tylko pozazdrościć, jeszcze inny był mechanikiem i drugim oficerem na statku, więc też miał fach w ręku. Oczywiście, zdarzają się też tacy, co są nastawieni na branie pieniędzy. Są dobrzy i źli ludzie, tak jak wszędzie. Ale my nie możemy pozwolić na to, żeby ich tak upadlano,  to są dwie różne rzeczy. A to, czy powinni tu zostać? Nie mam pojęcia. Myślę, że dużo grup powinno wrócić w siebie, ale ja nie mam narzędzi żeby to zweryfikować. Natomiast chciałbym, żeby to się działo logicznie, sensownie i humanitarnie. W nas jest niezgoda na jawną przemoc, na lekceważenie próśb o ochronę międzynarodową i na działanie niezgodnie z prawem. 

M. - Mądrzejsi od nas mówią, że raz otworzony szlak to ładnych parę lat potrwa zanim zostanie zamknięty. Tutaj niestety też już zaczyna się rozwijać zorganizowany przemyt i też musimy uważać żeby się nie wplątać, nie być postrzeganym jako fragment tej układanki. No i nasze służby też się specjalizują,  więc tylko głupi nie myśli o tym, jakie mogą być konsekwencje jak się coś robi co rząd próbuje kryminalizować. My jesteśmy przygotowani na to i wiemy, że prędzej czy później możemy mieć problemy, bo to nie jest kwestia: "czy" tylko "kiedy".
     Zdjęcie powyżej: Karetka, za nią Straż Graniczna,...

Zdjęcie powyżej: Karetka, za nią Straż Graniczna, wywozi uchodźcę z Syrii odnalezionego przez wolontariuszy i któremu ci ostatni udzielili pomocy w lesie, 17 marca 2023 r.


Myślę, że z kogoś kiedyś będą musieli zrobić kozła ofiarnego i jakiś proces w pewnym momencie będzie rozpoczęty. Jeśli decyzja polityczna będzie taka, że należy tych parę stosów podpalić to sięgną po kogo trzeba. Jeśli obecny rząd przegra wybory, to będzie nam zdecydowanie łatwiej pomagać bo jakby tej kryminalizacji nie będzie. No przynajmniej mamy taką nadzieję. Tak samo jak mam nadzieje, że kiedyś ludzie będą pociągnięci do odpowiedzialności i ci, którzy wydali rozkazy, pójdą po prostu siedzieć. 

Z. - Tutaj na tej wschodniej granicy, według mnie, Straż Graniczna powinna być wymieniona. Bo u części mieszkańców przynajmniej, stracili kompletnie zaufanie. Wcześniej to byli funkcjonariusze o bardzo wysokim poziomie zaufania społecznego; znali teren, znali ludzi. W tej chwili sporo ludzi odeszło ze Straży Granicznej. 

M. - Niektórzy twierdzą, że presja i jakieś takie moralne rozterki spowodowały, że wielu przeszło na wcześniejszą emeryturę. Nie wiem. Chcę wierzyć, że niektórzy zrezygnowali z tej pracy właśnie z tego powodu. Chciałabym w to wierzyć, że znalazła się wśród nich garstka sprawiedliwych. Nie mogli przeciwdziałać, to przynajmniej sami nie brali w tym udział i odeszli. I fajnie by było, gdyby to się okazało prawdą, a nie dorobioną teorią po fakcie. Bo to tak zawsze jest, że potem bohaterów przybywa. Nie wiem jak było naprawdę, wiem tylko, że na ich miejsce szukają następnych i kryterium doboru jest coraz niższe. Do WOT-u, który tutaj jest wszechobecny, biorą wszystko, co tylko ma dwie ręce i dwie nogi. Są ponad miarę, ordynarnie wulgarni i napaleni. To są młodzi chłopcy, którzy na siebie nie mieli pomysłu w życiu i dostali nagle mundury i długą broń. I takich tu się trzeba bać. My się boimy tego, że jeden z drugim po prostu psychicznie nie wytrzyma, pociągnie za spust, bo mu się coś będzie wydawało albo się czegoś wystraszy. Przeszkolenie kiepskie, dozór marny. Nie ma z czego być dumnym niestety. Zobaczymy co będzie, nie wiem. Nikt nie sądził, że to będzie tak długo trwało.

Z. - Nie wiemy co się w przyszłości wydarzy. Łukaszeno, prędzej czy później tą władzę straci, chociażby dlatego, że umrze. Ale co się później stanie, kto to wie? Do momentu, kiedy są ci, którzy mówią przychodźcie, my wam to ułatwimy, do tego momentu ludzie będą szli, bo to jest już jeden ze szlaków. 

M. - Ja naprawdę gdzieś chyba chcę żyć w takim poczuciu, że jest jakieś happy end w tym znaczeniu, że łotry i szubrawcy zostaną ukarani... Bardzo bym chciała, w każdym bądź razie... 

Hanna Jarzabek - Photography & Documentary Storytelling

Documentary photographer and Multimedia Storyteller specialized in projects addressing discrimination and societal dysfunctions, with accent on Europe.
Website via Visura

Hanna Jarzabek - Photography & Documentary Storytelling is integrated to:
Visura site builder, a tool to grow your photography business
Visura's network for visual storytellers and journalists
A photography & film archive by Visura
Photography grants, open calls, and contests
A newsfeed for visual storytellers