Wywiad z Magdaleną Fuchs 

Magdalena Fuchs pracuje jako prawnik w Stowarzyszeniu Interwencji Prawnej (SIP) od marca 2022 roku. SIP, mające siedzibę w Warszawie, jest jedną z organizacji pozarządowych zajmujących się m.in. kwestią migracji w Polsce. Od momentu dołączenia do Stowarzyszenia, Magdalena poświęca większość swojego czasu kryzysowi na polsko-białoruskim pograniczu. Interweniuje w sprawach migrantów, którzy zostali zatrzymani i internowani w jednym ze Strzeżonych Ośrodków dla Cudzoziemców (SOC).

"Interweniujemy po tym, gdy cudzoziemcy zostali już umieszczeni w ośrodkach strzeżonych. W Polsce istnieje wiele takich ośrodków, ale my odwiedzamy dwa z nich raz w miesiącu - w Kętrzynie i Woli. Aby doszło do spotkania z nami, cudzoziemiec musi najpierw wyrazić chęć spotkania, nie możemy inicjować takiej sytuacji sami. Pracownicy ośrodków zazwyczaj powinni udostępnić nasz adres e-mail w ramach zapewnienia dostępu do bezpłatnej pomocy prawnej, którą Polska powinna zagwarantować. Informacja o naszej pomocy zwykle jest umieszczana na dokumentach, które przekazywane są cudzoziemcom. Teoretycznie te dokumenty powinny być również w języku angielskim i arabskim, lub należy zapewnić tłumacza, który pomoże cudzoziemcowi zrozumieć ich treść, ale czy zawsze jest to przestrzegane, trudno powiedzieć. Informacje o naszej pomocy mogą być również przekazywane za pośrednictwem innych kanałów, ale ponieważ nie mamy dostępu do zamieszkałej części ośrodka, nie jestem pewna, jak dokładnie to funkcjonuje.

Jeśli cudzoziemiec wyrazi chęć spotkania z nami, zazwyczaj nie mamy problemu z wejściem do ośrodków, a na spotkaniu omawiamy jego historię. Pytamy o to, jak dostał się do Polski, czy był poddany pushbackowi, jakie doświadczył warunki w kraju, z którego pochodzi, itp. Staramy się, zgodnie z naszymi prawnymi narzędziami, pomóc im wyjść z detencji i wyjaśnić ich sytuację prawną, ponieważ istnieją sytuacje, w których detencja jest nieuzasadniona. Ogólnie jako stowarzyszenie uważamy, że detencja nie jest odpowiednim rozwiązaniem, ale zawsze najpierw weryfikujemy, czy w danym przypadku jest ona prawnie uzasadniona - czy nie przekracza okresu, na jaki zezwala polskie prawo, czy jest zgodna z unijnymi dyrektywami, oraz czy osoba nie znajduje się w sytuacji szczególnej, na przykład jako ofiara przemocy lub cierpiąca na przewlekłą chorobę. W takim przypadku dana osoba w ogóle nie powinna być umieszczona w takim ośrodku. 

Kiedy ktoś zgłasza nam, że był poddany pushbackowi, teoretycznie można złożyć skargę w tej sprawie do Trybunału w Strasburgu, ale w praktyce jest to bardzo skomplikowane. Dotyczy to Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych), gdzie artykuł drugi mówi o prawie do życia, a artykuł trzeci zakazuje tortur. Można by złożyć skargę przeciwko Polsce za naruszenie tej Konwencji w przypadku pushbacków. Jednak w rzeczywistości sytuacja wygląda różnie. Po pierwsze, Trybunał może odrzucić skargę z powodu braku wystarczających dowodów, a pushbacki są trudne do udowodnienia, ponieważ zazwyczaj nie ma zdjęć ani żadnych innych materialnych dowodów oprócz zeznań osoby, która doświadczyła pushbacku. Po drugie, takie sprawy trwają od 3 do 4 lat, a w międzyczasie nie mają pozytywnego wpływu na sytuację cudzoziemca, a czasami wręcz przeciwnie. Dlatego wiele osób decyduje się nie składać takich skarg. Oczywiście, jeśli ktoś czuje potrzebę zachowania godności, może podjąć próbę skargi, ale to skomplikowany i długotrwały proces, dlatego większość osób po prostu unika ryzyka. Gdyby Trybunał przynajmniej raz wydał pozytywny wyrok w takiej sprawie, stworzyłby on precedens i stanowiłby narzędzie dla przyszłości. Jednak patrząc na indywidualne przypadki, czasami wydaje nam się, że najlepiej możemy pomóc danej osobie poprzez wsparcie jej procedury w Polsce, zamiast składania skargi. 

Staram się dowiedzieć, czy dany cudzoziemiec otrzymał jakąkolwiek decyzję przed pushbackiem. Teoretycznie powinni otrzymać postanowienie o opuszczeniu kraju lub o doprowadzeniu do granicy. Jest to administracyjna procedura, która powinna być udokumentowana, sporządzony powinien być protokół, a cudzoziemiec powinien otrzymać kopię tej decyzji. Niestety, w praktyce tak się nie dzieje, i kiedy piszę do strażników, prosząc o dostęp do takich dokumentów, najczęściej otrzymuję odpowiedź, że takie dokumenty nie istnieją. Nie możemy potwierdzić, czy to prawda czy nie. Moglibyśmy naciskać i domagać się dostępu do akt, ale z praktycznych względów jest to trudne, ponieważ nie mamy placówki na miejscu i ciężko jest non-stop podróżować z Warszawy na pogranicze. W rezultacie nie wiemy, czy takie decyzje są wydawane, a jeśli tak, to czy są one przechowywane w aktach i jak długo. Jednak z mojego kilkumiesięcznego doświadczenia pracy, jeszcze nie spotkałam się z cudzoziemcem po pushbaku, który powiedziałby mi, że otrzymał taką decyzję. Zdarzyło mi się tylko raz, że ktoś powiedział mi, że dali mu do podpisania jakąś kartkę, a następnie został wypchnięty na stronę białoruską. Oczywiście ta osoba nie otrzymała żadnej kopii, a kartka nie była przetłumaczona, więc nie wiedziała nawet, co podpisała. Wydawanie tych decyzji o opuszczeniu kraju to krok podjęty przez rząd w celu stworzenia pozorów legalności, jednak nawet te pozory często nie są przestrzegane. 

Generalnie polskie prawo migracyjne jest zgodne z prawem unijnym zarówno w odniesieniu do osób ubiegających się lub chcących ubiegać się o ochronę międzynarodową, jak i w zakresie deportacji do krajów pochodzenia. Jednak to, co rząd polski zmienił w odpowiedzi na kryzys na granicy z Białorusią, dotyczy właśnie wydawania decyzji o zobowiązaniu do powrotu i opuszczenia Polski. Jest to tak zwana podkładka prawna, ponieważ nie ma takiego zapisu w prawie unijnym. Teoretycznie Komisja Europejska mogłaby złożyć skargę na Polskę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ale istnieją różne kwestie, w tym polityczne, które powodują, że nie ma śledztwa w tej sprawie. Niestety, polityka migracyjna Europy również pozostawia wiele do życzenia, ponieważ akcent kładziony jest na externalizację ochrony granic, i pod tym względem sytuacja w Polsce nie jest wyjątkiem. 

Innym instrumentem, którego czasami używa się tutaj na granicy, jest tzw. Interim. Jest to środek zapobiegawczy wynikający z regulaminu Trybunału w Strasburgu. Może być zastosowany w przypadku, gdy istnieje ryzyko naruszenia praw człowieka osób przebywających na terytorium państwa będącego stroną konwencji. Obejmuje to tylko to, co dzieje się po stronie polskiej, ponieważ Białoruś nie jest stroną Konwencji. Interim zobowiązuje państwo będące stroną konwencji, czyli Polskę, do podjęcia wszelkich działań w celu ochrony praw człowieka danej osoby, włącznie z rozpatrzeniem jej wniosku o ochronę międzynarodową. Wniosek o Interim musi być wysłany faksem, nie można go przesłać e-mailem, a odpowiedź zwykle przychodzi w ciągu 24 godzin. W sytuacji, gdy spotykamy uchodźcę w lesie i istnieje realne zagrożenie pushbacku, złożenie wniosku o Interim nie rozwiązuje faktycznie problemu. Po pierwsze, jest trudność w wysłaniu go w terenie, a po drugie, sam fakt wysłania wniosku nie daje mu mocy prawnej, a strażnik graniczny może po prostu stwierdzić, że go to nie obchodzi. W rezultacie, w momencie zatrzymania, jedyną teoretyczną opcją dla cudzoziemca, aby spróbować uniknąć pushbacku, jest poproszenie o azyl. 

Zgodnie z polskimi przepisami, europejskimi regulacjami oraz Konwencją Genewską, jeżeli cudzoziemiec przekroczy granicę, nawet w sposób nielegalny, i zadeklaruje chęć ubiegania się o azyl, wszystkie służby, niezależnie czy to straż, wojsko czy ktokolwiek inny, mają obowiązek umożliwić mu złożenie tego wniosku. Jednakże, zauważamy, że w praktyce nawet gdy ludzie wyrażali taką wolę, nie przynosiło to żadnych rezultatów i i tak byli poddawani pushbackowi. W takim przypadku jest to już całkowicie nielegalne i sprzeczne z obowiązującymi prawami.

Strażnicy często argumentują, że dana osoba nie wyraziła chęci ubiegania się o azyl w Polsce, dlatego została poinformowana o obowiązku opuszczenia Polski i "odprowadzono" ją do granicy. Z prawnego punktu widzenia, jeśli ktoś nielegalnie przekroczył granicę, może otrzymać decyzję o zobowiązaniu do powrotu i opuszczenia Polski. Takie "odprowadzanie do granicy" jest sposobem wykonania tej decyzji o zobowiązaniu do powrotu. Jednakże, zgodnie z obowiązującymi przepisami w Polsce, taka decyzja nie może być wykonywana, jeżeli istnieje ryzyko zagrożenia życia lub niebezpieczeństwa dla osoby po powrocie do danego kraju. Powszechnie wiadomo, jaka jest sytuacja na Białorusi, i żaden polski urząd ani sąd nie może twierdzić, że o tym nie wie lub że tam jest bezpiecznie i że nic złego nie spotka tę osobę. Jeśli dodatkowo "odprowadzanie do granicy" polega na siłowym pakowaniu ludzi do samochodu i wyrzucaniu ich gdzieś w lesie, jest to naruszenie wszystkich konstytucyjnych praw i międzynarodowych regulacji. 

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt, że często dochodzi do zbiorowych pushbacków. Oznacza to, że grupa osób zostaje zatrzymana w lesie, i zamiast rozpatrywać każdą sprawę indywidualnie, wszyscy są poddawani pushbackowi razem. Jest to sprzeczne zarówno z prawem polskim, jak i międzynarodowym oraz z Konwencją Genewską. Strażnicy mają obowiązek przesłuchać każdą osobę indywidualnie, uzyskać podstawowe informacje, takie jak: skąd wyjechała, dlaczego i jaka była sytuacja w jej kraju, a także jaka była jej sytuacja na Białorusi. Jednak w lesie po prostu nikt nie podejmuje tych działań.


Zdjęcie i tekst: Hanna Jarząbek

Hanna Jarzabek - Photography & Documentary Storytelling

Documentary photographer and Multimedia Storyteller specialized in projects addressing discrimination and societal dysfunctions, with accent on Europe.
Website via Visura

Hanna Jarzabek - Photography & Documentary Storytelling is integrated to:
Visura site builder, a tool to grow your photography business
Visura's network for visual storytellers and journalists
A photography & film archive by Visura
Photography grants, open calls, and contests
A newsfeed for visual storytellers