Wywiad z Aleksandrą Chrzanowską,
wolontariuszką z Grupy Granica

(Marzec 21, 2023) 


Zdjęcia i tekst: Hanna Jarząbek


„Sprawa która aktualnie się toczy, dotyczy sytuacji z marca 2023 roku, kiedy to ja  i moja koleżanka pomagałyśmy syryjskiemu uchodźcy, około 35-40 letniemu, który znajdował się sam w lesie, na bagnach. Był przemoczony i przede wszystkim w bardzo złym stanie psychicznym. Pomimo że moja koleżanka zna arabski, miałyśmy duże kłopoty, żeby się z nim porozumieć. Był kompletnie zagubiony i cały czas powtarzał, że umrze jeśli zostawimy go samego w lesie. Nie rozumiał swojej sytuacji ani zagrożenia, że może zostać przez Straż Graniczną wywieziony na stronę białoruska. Wydawało mu się, że z nami nic mu nie grozi. Był śnieg, było zimno, i widząc w jakim on jest stanie, bałyśmy się go zostawić samego. Uznałyśmy, że potrzebuje profesjonalnej pomocy medycznej, ale nie było zasięgu, żeby wezwać karetkę.

W pewnym momencie usłyszałyśmy w oddali glosy. Okazało się, że to patrol Straży Granicznej, który po śladach na śniegu trafił na naszą grupę. Ponieważ leżeliśmy twarzą do ziemi, z daleka nie byli w stanie widzieć kim jesteśmy, i myślę, że wzięli nas za trzech uchodźców. Jeden z funkcjonariuszy, kopnął mnie podchodząc. Pokazuje to w jaki sposób cześć funkcjonariuszy traktuje uchodźców. Coraz więcej cudzoziemców opowiada nam w lesie o doświadczanej przemocy ze strony polskich funkcjonariuszy. To zjawisko zaczęło pojawiać się w relacjach uchodźców latem ubiegłego roku. W początkowej fazie kryzysu przemoc fizyczna, o której mówili, była zwykle stosowana przez białoruskich funkcjonariuszy. Po stronie polskiej ta przemoc była bardziej psychiczna, polegająca na zastraszaniu, szykanowaniu, krzykach.  I to się zmieniło. Od lata 2022 tych relacji o przemocy fizycznej po stronie polskiej jest znacznie więcej.
 
Ta sytuacja w lesie na bagnach, trochę to potwierdziła. Sądzę, że Strażnicy Graniczni myśleli, że znaleźli trzech cudzoziemców, i ja po prostu dostałam kopniaka od jednego funkcjonariusza. Bardzo powoli się wtedy podniosłam mówiąc: "Czy Pan mnie właśnie kopnął?" On był zamaskowany i widziałam tylko jego oczy, a w nich przerażenie i dezorientację, bo nagle usłyszał polski i zobaczył białą kobietę. Zaczął przepraszać i mówić, że się tylko potknął. Ale ja umiem rozróżnić potknięcie od kopniaka.
 
Spisali nas i od razu zapowiedzieli, że zostaniemy wezwane na przesłuchanie. Próbowali zadawać mnóstwo pytań, skąd i jak się tam znalazłyśmy, ale my powtarzałyśmy jedynie, że ten człowiek jest w bardzo złym stanie i że trzeba mu pomóc. Pytali się też, dlaczego się ukrywałyśmy. Powiedziałyśmy wprost, że chciałyśmy wezwać pomoc medyczną i że ukrywałyśmy się dlatego, że wiemy, że Straż Graniczna wywozi ludzi z powrotem do Białorusi, a dla tego pana to mogłoby być śmiertelne zagrożenie.

Strażnicy zabrali go do swojego pojazdu i oczywiście odmówili nam możliwości towarzyszenia im. Zanim to zrobili, udało nam się jednak zaproponować Panu E. pomoc prawną i uzyskać od niego pełnomocnictwo. Oczywiście wytłumaczyłyśmy mu, co to jest za dokument i że, ponieważ wyraził chęć starania się o ochronę międzynarodową, będziemy mogły dzięki temu nie tylko go reprezentować w postępowaniach administracyjnych, ale też będziemy mieć podstawy do tego, żeby ubiegać się o informacje, co się z nim dzieje.
 
Pojechałyśmy też od razu do placówki Straży Granicznej w Narewce, gdzie Pan E. został przewieziony, aby tam złożyć pełnomocnictwo. Kazali nam poczekać do rana, tłumacząc, że w nocy biuro nie funkcjonuje. Bałyśmy się, że po naszym odejściu Pan E. może być zpushbakowany dlatego od razu, przed opuszczeniem placówki, napisałyśmy maila do Komendanta Placówki załączając skan pełnomocnictwa i wysłałyśmy go z kopią do Rzecznika Praw Obywatelskich i UNHCR.
 
Następnego dnia rano próbowałyśmy dowiedzieć się o losie Pana E. telefonicznie. W końcu funkcjonariuszka oddzwoniła do mojej koleżanki, której pan E. udzielił pełnomocnictwa, informując, że Pan E. chce się ubiegać o ochronę, że na czas rozpatrzenia jego sprawy zostanie umieszczony w Ośrodku Otwartym w Białej Podlaskiej i czy możemy go tam, już po przyjęciu od niego wniosku, przetransportować. Oczywiście zgodziłyśmy się, a moja koleżanka pojechała na posterunek Straży Granicznej aby uczestniczyć w procedurze przyjęcia wniosku a następnie odebrać Pana E.

Czekała prawie dwie godziny, po czym okazało się, że tak naprawdę została „zaproszona” w celu przesłuchania jej jako świadka w sprawie o zniszczenie zapory granicznej, bo podobno w międzyczasie pan E. oświadczył, że nie zamierza ubiegać się o ochronę, a że z jego zeznań wynikło też, że byłyśmy w pobliżu w momencie niszczenia płotu granicznego i możemy coś na ten temat wiedzieć, to nas też postanowiono w tej sprawie przesłuchać. Moja koleżanka odmówiła składania zeznań, argumentując, że wedle prośby funkcjonariuszki  przyjechała jako pełnomocnik, aby uczestniczyć w procedurze składania wniosku o ochronę międzynarodową, a następnie zawieźć Pana E. do ośrodka. I że jeśli ma być sama przesłuchana to prosi o pisemne wezwanie z odpowiednim wyprzedzeniem. Ostatecznie w jej obecności wezwanie to zostało wypisane na tydzień później.  Tymczasem usłyszała, że Pan E. zeznał, że nie chce ubiegać się o ochronę i że podpisanie pełnomocnictwa zostało na nim wymuszone. Według funkcjonariuszki, Pan E. skarżył się również, że został oszukany, że zapłacił przemytnikom dużą kwotę za pomoc w dostaniu się do Polski, a nasza pomoc również była w to wyliczona, i że kiedy tylko skontaktował się z przemytnikiem, pojawiłyśmy się. Funkcjonariuszka dodała również, że to jest pomoc w nielegalnym przekroczeniu granicy, ułatwianie nielegalnego pobytu i fałszerstwo intelektualne, ponieważ zmusiłyśmy Pana E. do podpisania dokumentów, których nie rozumiał i w momencie kiedy znajdował się w bardzo złym stanie.
 
Na dzień dzisiejszy obie jesteśmy już po przesłuchaniach. Wezwano nas w charakterze świadków, ale obie czułyśmy, że w rzeczywistości jesteśmy traktowane jak podejrzane o pomoc w przekroczeniu granicy i nielegalnym pobycie. Nie mogę na razie opowiadać o tym w szczegółach, bo postępowanie przygotowawcze wciąż się toczy, a zatem jest objęte tajemnicą. To wszystko wydaje się absurdalne i myślę, że jest typową strategią obliczoną na to, żeby nas zastraszyć zmęczyć i zniechęcić do dalszych działań pomocowych. Nasza obecność tutaj jest niewygodna dla władz i służb, bo cały czas nagłaśniamy to, że na polsko-białoruskim pograniczu wciąż jest bardzo dużo ludzi poszukujących bezpieczeństwa, a przekaz rządu jest taki, że nikogo już tu nie ma, bo mur – na który wydano przecież gigantyczne pieniądze podatników – wszystkich zatrzymał i rozwiązał sprawę. Więc na różne sposoby chcą nam zamknąć usta." 

Hanna Jarzabek - Photography & Documentary Storytelling

Documentary photographer and Multimedia Storyteller specialized in projects addressing discrimination and societal dysfunctions, with accent on Europe.
Website via Visura

Hanna Jarzabek - Photography & Documentary Storytelling is integrated to:
Visura site builder, a tool to grow your photography business
Visura's network for visual storytellers and journalists
A photography & film archive by Visura
Photography grants, open calls, and contests
A newsfeed for visual storytellers